triplecrown

NYC – odcinek trzeci

To bezpośrednia kontynuacja odcinka drugiego, który musiałem rozbić na dwa osobne wpisy, żeby dało się to strawić. Tym razem wyłącznie o spektaklach w których grałem: The Unexpected Duo i Passport.

The Unexpected Duo

12671879_1240935892586801_4538757476886005952_o
Aryn Cristobal

Z Aryn Cristobal z Filipin znamy się jeszcze z festiwalu w Chicago z roku 2014, gdzie my występowaliśmy z Klancykiem a Aryn ze SPIT z Manili. Między Klancykiem a SPIT “kliknęło” zdecydowanie bardziej niż z innymi grupami. O dziwo w ogóle z kimś się zadaliśmy, bo z jakiegoś powodu Klancyk na festiwalach hołduje obrazowi Polaków z Dostojewskiego – trzymających się na uboczu, szemrających coś po swojemu w kącie i podejrzliwie łypiących na resztę.

12991870_10154139497779637_2087772710_o
Z Aryn, Kennethem Kengiem i Cthulhu w barze Lovecraft

Potem spotkaliśmy się z Aryn znowu gdy z PiP Show występowaliśmy na festiwalu w Manili a ona, świeżo po rocznym pobycie w NYC, wraz z Kennethem Kengiem była gospodarzem całej imprezy. Tym razem okazało się, że do Nowego Jorku przylecieliśmy tego samego dnia i dokładnie z tego samego powodu – mieszkają tu nasze drugie połówki. Od słowa do słowa, uznaliśmy, że najbardziej nam brakuje grania w duecie i w sumie czemu nie zrobić tego razem w Wielkim Jabłku. Zagraliśmy dotychczas dwukrotnie jako The Unexpected Duo w barze Triple Crown i bez wstydu mogę powiedzieć, że to było całkiem solidne slow comedy.

W pierwszym występie zdominowany przez matkę chłopak przyznał się jej do śledzenia aż na Staten Island spostrzeżonej przez okno dziewczyny i podglądanie jej rodziny przez okno ich domu. Druga scena tego występu rozgrywała się pomiędzy rodzicami śledzonej – ojciec grubawy pierdoła i atrakcyjna matka ewidentnie przyprawiająca mu rogi a jednocześnie starająca się dawać mu fałszywe poczucie pewności siebie. Drugi występ to monoscena, w której kobieta opuszcza męża na trzy lata, jadąc do pracy na drugi koniec świata. Kompletnie zdezorientowany mężczyzna najpierw grozi samobójstwem, potem uwięzieniem żony a na koniec sprawę rozstrzyga kierowca Ubera, który pojawia się w drzwiach i ujawnia, że jest również studentem psychologii. Przyjemne bzdury, ale utrzymane w gęstym sosie slow comedy.

Zagraliśmy na dolnej scenie baru Triple Crown, który jest doprawdy przedziwnym miejscem. Każdego dnia jest tam więcej spektakli impro niż w UCB, Magnet czy PIT, chociaż sam Triple Crown nie jest teatrem – jest głównie barem i restauracją – udostępnia tylko scenę w piwnicy na różne działania artystyczne. Codziennie wieczorem cztery sloty (godzina 19, 20, 21 i 22) są rozdysponowane pomiędzy samozwańczych dyrektorów artystycznych, którzy dobierają sobie występujące składy, promują wydarzenia i je prowadzą. Pojawia się tam głównie improwizacja, ale również można zobaczyć skecze, stand-up, piosenki, monologi postaci i dziwactwa wszelkiej maści. Ponieważ każdy ze slotów jest zarządzany przez kogoś innego, można tu trafić na straszny syf (np. skecz o hydrauliku, który podróżując przez rury słyszy Jahwe i zamienia się stopniowo w Żyda) jak również na perełki (np. improwizowany duet dwóch facetów w wieku ok 75 lat – adorable). Głównie jest tu kaszana oczywiście, ale nie ma się czym przejmować, ponieważ wstęp jest darmowy a na górze jest dobrze zaopatrzony bar.

The Passport

Z Passportem mam problem. Aryn “wkręciła” mnie do składu, przedstawiła jako doświadczonego improwizatora i wszyscy tam automatycznie uznali mnie za członka ekipy, co jest bardzo miłe. Z drugiej strony ja nie czuję się częścią tego składu i w ogóle dziwnie odbieram jego atmosferę. Passport to efekt warsztatów w Magnet Theater – składa się z ciężkiej do określenia ilości osób z różnych nieanglojęzycznych krajów.

passport
Passport

Z najczęściej występujących i ćwiczących na warsztatach mogę wymienić Alexa (Rumun), Assiatou (Szwajcarka), Camille (Francuz), Adina (Szwedka), Nikolai (Rosjanin), Oz (Włoch), Federico (Argentyńczyk), Jelena (Słowenka), Philipp (Niemiec) no i Aryn. Część z nich pokończyła wszystkie możliwe kursy i próbuje się przedostać do świata profesjonalnych improwizatorów poprzez przesłuchania do składów haroldowych czy postaciowych w UCB, reszta robi to czysto hobbystycznie. To co łączy wszystkich to ogólna niechęć do przebywania razem, przegadywania spektakli, napicia się piwa. Po próbie czy występie wszyscy rozchodzą się w swoich kierunkach, znikają. Na tym cierpią spektakle, bo każdy ma inne wyobrażenie improwizacji i w efekcie każdy robi coś innego. Podobno jeszcze w zeszłym roku grupa była bardzo zgrana, ale ponieważ nacisk położono głównie na treningi (raz w tygodniu z topowymi nauczycielami) i częste występy (każdy czwartek w Triple Crown i raz w miesiącu w PIT), duch grupy został zepchnięty na dalszy plan. To jest ogromny błąd – grupa nie ma możliwości dobrze występować jeśli poza sceną nie prowadzi żywiołowych dyskusji o improwizacji, o światopoglądzie, o kulturze, jeśli nie spotyka się, nie upija razem, nie podróżuje gdzieś wspólnie, jeśli najzwyczajniej w świecie nie ma wspólnej platformy porozumienia.

Spektakle Passportu oparte są o bardzo skonkretyzowaną i uproszczoną strukturę Harolda – otwarcie to trzy krótkie monologi (najpierw po angielsku, potem w języku ojczystym), pierwszy bit to sceny w językach narodowych – bazując jedynie na fizyczności i emocjach grający starają się zrozumieć nawzajem swoje intencje. Potem następuje tradycyjna gra organiczna, w drugim bicie sceny z pierwszego bitu są odgrywane na nowo tylko, że po angielsku. Tu nie ma zgodności grupy czy to powinno być odegrane od A do Z, czy w przybliżeniu czy tylko kontynuowane. Potem znowu gra organiczna i trzeci bit, będący kontynuacją lub heighteningiem gry i doprowadzeniu jej ad absurdum. Konstrukcja prosta prosta jak kijek, a jednak coś nie gra.

Głęboko wierzę, że grupa powinna być strukturą, która wzmacnia jej członków. Proces grupowy w improwizacji w moim wyobrażeniu powinien być procesem emergentnym – sprawiać aby to co grupa produkuje było mądrzejsze niż suma mądrości jej członków, aby było śmieszniejsze od najśmieszniejszego z grupy, aby było głębsze niż każdy z osobna mógł to zaplanować. Passport składa się z całkiem dobrych improwizatorów, występujących od 2-3 lat. Wszyscy przeszli co najmniej 4-poziomowy kurs harolda w UCB, kursy w Magnet i PIT. Niektórzy przeszli zaawansowane kursy w UCB, do których potrzeba rekomendacji instruktorów. A jednak spektakle są słabsze niż by wskazywało doświadczenie członków grupy. Jestem przekonany, że winnym jest źle postawiony akcent, że proporcja treningów i występów do wspólnej zabawy i przebywania razem poza kontekstem impro jest zaburzona. Nie poczuwam się aby Passport reformować i chyba nie chcę lokować swojej energii w grupę, która ma taką dynamikę. Cieszę się jednak, że mogłem w tym uczestniczyć i tego doświadczyć. To mnie bardzo wiele uczy o co powinienem zadbać po powrocie do Warszawy.

Paweł Najgebauer

Comments

comments