450px-Metropolitan_Marcus_Aurelius_Roman_2C_AD_2

Sztuka improwizacji według stoików

Do napisania tego tekstu zainspirowała mnie lektura “Sztuki życia według stoików” autorstwa Piotra Stankiewicza. Książka w swoim założeniu zachęca do korzystania z tradycji stoicyzmu aby żyć dobrze, mądrze i szczęśliwie, ale jestem bardzo zaskoczony jak wiele z jej treści można odnieść do improwizacji. stankiewiczWiele spośród mądrości, z których zamierzam korzystać w życiu, da się całkiem dobrze przetłumaczyć na język impro i tym samym improwizować lepiej, z mniejszym stresem i z większą satysfakcją. Pojawi się tu wiele oczywistości dla osób, które aktywnie improwizują, ale proszę potraktować to jako intelektualne ćwiczenie jak antyczna filozofia może się odnieść do czegoś tak współczesnego jak impro. Do tego zawsze warto zrobić solidny rachunek sumienia, czy mimo znajomości tych prawideł, faktycznie postępujemy zgodnie z nimi. Koniec roku sprzyja takim podsumowaniom, a zatem spójrzmy w głąb siebie na ile jesteśmy improwizacyjnymi stoikami.

Konstrukcję tego artykułu luźno oparłem o konstrukcję książki – dla porządku mojego ale może też dzięki temu zachęcę do jej przeczytania, gdy już będziecie wiedzieli jakich tematów można się tam spodziewać. A zachęcam serdecznie!

Rzeczy zależne i niezależne

Centralnym pojęciem u stoików jest zależność rzeczy od woli człowieka. Filozofowie z tego nurtu byli dosyć radykalni w tym gdzie stawiali granicę. To co jest od nas zależne to nasze myśli, chęci i opinie na jakiś temat i to je jedynie możemy dowolnie kształtować, natomiast niezależne od nas są nie tylko zjawiska atmosferyczne oraz myśli i działania innych ludzi, ale również nasze działania, bowiem nawet w nich mogą nam przeszkodzić różnie niezależne od nas sprawy. Jednym słowem to od nas zależy czy chcemy pójść do kiosku kupić gazetę, natomiast to czy nam się to powiedzie zależy między innymi od tego czy kiosk będzie otwarty i będą mieli pożądane przez nas pismo. W skrajnym przypadku przeszkodzić może nam pogoda lub to, że złamiemy sobie po drodze nogę.

Jak to przełożyć na impro? Otóż, to od nas zależy czy będziemy chcieli aktywnie słuchać partnera/ki w scenie, dawać oferty, które posuną akcję do przodu, wykonywać adekwatny ruch sceniczny itd. Od nas nie zależy to, co powie lub zrobi partner/ka ale możemy ze wszech sił starać się być gotowymi na cokolwiek się wydarzy.

Stoicy wprowadzają pojęcie zależności i niezależności po to aby skutecznie oceniać w co należy inwestować energię i uwagę (rzeczy zależne) a czym nie można się przejmować a już na pewno nie można uzależniać naszego szczęścia (rzeczy niezależne).

W impro nieraz widzimy niezadowolenie improwizatorów z wyborów, których dokonali ich partnerzy/rki. Oznacza to w języku stoików, że nastawili się na coś, że liczyli na konkretną kwestię lub działanie, że uzależnili swoje zadowolenie z improwizacji od tego co zrobi druga osoba w scenie. Dla stoika, ale też dla improwizatora, to zwyczajny absurd. Jeśli zakładamy, że druga strona zareaguje w pewien określony przez nas sposób to znaczy, że odbieramy tej osobie podmiotowość, próbujemy ją ujarzmić, innymi słowy – chcielibyśmy ją reżyserować.

Tu i teraz

senekaDo kategorii rzeczy niezależnych należy, z oczywistych powodów, przeszłość. W ramach improwizacji chciałbym wyróżnić trzy kategorie przeszłości: przeszłość nasza jako improwizatorów, przeszłość w ramach spektaklu i przeszłość w ramach sceny.

Przeszłość nasza jako improwizatorów może być obciążeniem na wiele sposobów. Powiedzmy, że poprzedni nasz spektakl był bardzo kiepski i obawiamy się, że i ten się nie powiedzie. Albo przeciwnie – ostatnio zagraliśmy spektakl, w którym widownia śmiała się i płakała a my niesieni wspaniałą energią zagraliśmy show życia. Drugi scenariusz podnosi poprzeczkę oczekiwań. Na scenę możemy też wchodzić obciążeni niesnaskami w grupie, prywatnymi problemami lub z głową zaprzątniętą wyjazdem na wakacje, ślubem, kupnem mieszkania czy chorobą psa. Na wszystkie te okoliczności stoicy mówią: zostaw to przed wejściem na scenę. Oczywiście łatwo jest to powiedzieć a trudniej zrobić, jednak stoicy radzą aktywne praktykowanie takiego sposobu myślenia. Stoi za tym twarda logika: jeśli chcemy dobrze wypaść na scenie to po prostu nie możemy sobie zaprzątać głowy sprawami niezwiązanymi z występem. Wymienione kwestie, takie jak poprzedni spektakl, kłótnie i problemy są nie tylko od nas niezależne, ale też nieadekwatne do tego co aktualnie zamierzamy robić – czyli improwizować. Inwestowanie energii w kwestie, które są poza naszą kontrolą jest zwyczajnie przeciwskuteczne, przeszkodzi nam w improwizacji, zabierze potrzebne zasoby naszego intelektu i tym samym zwiększy szanse naszego niezadowolenia z grania.

Przeszłość w ramach spektaklu to zbiór wydarzeń, które zmieniają nasze postrzeganie tego, co się aktualnie dzieje. Proszę rozważyć takie zdarzenia:

  1. Na spektakl przyszło mało ludzi.
  2. Mija 5 minut spektaklu a nikt się nie zaśmiał ani w żaden inny sposób nie zareagował.
  3. Kolega/koleżanka z grupy zrobiła coś co kompletnie „zepsuło” spektakl.
  4. Ja powiedziałem/am coś głupiego, co według mnie „zepsuło” spektakl.
  5. Źle zakończyliśmy spektakl.

Co na to stoicy?

  1. To jest od nas sprawa kompletnie niezależna, szczególnie w chwili rozpoczęcia spektaklu. Można było wykonywać różne starania promocyjne, nagłaśniać swoje wydarzenie (inna sprawa, że żadne z tych działań nie gwarantuje sprzedaży biletów), ale na to był czas w dniach i tygodniach poprzedzających występ. Przejmowanie się tym w trakcie trwania spektaklu to nic innego jak sabotowanie własnej energii i uciekanie myślami od samego spektaklu. Jeśli zaczyna się spektakl a ludzi jest garstka to można podjąć jedną z dwóch decyzji: odwołać wydarzenie, zwrócić pieniądze za bilety, przeprosić widzów (względnie zaprosić ich za darmo na następny występ) lub, co ja uważam za dobrą praktykę, zagrać dla tych kilku osób z takim samym zaangażowaniem z jakim zagralibyśmy na dużej scenie fajnego festiwalu przed pełną publicznością. Podejmując jedną z powyższych decyzji należy to zrobić ze świadomością konsekwencji. Don’t half-ass it.
  2. Publiczność, która nie reaguje może oznaczać wiele rzeczy – może jest to nowa publiczność, która sądzi, że jest w teatrze tradycyjnym i nie powinna reagować, może nie potrafiliśmy ich ożywić na początku, może po prostu nam nie idzie lub nie trafiliśmy w gusta publiczności z historiami, które tworzymy i naszym poczuciem humoru. Nie siedzimy w głowach ludzi, więc nie jesteśmy w stanie tego stwierdzić a w ogóle być może te powody są różne dla każdego z widzów. Stoicyzm nie daje odpowiedzi co należy zrobić aby uzyskać pożądany efekt, czyli reakcję publiczności, ponieważ jest to od nas niezależne. Jedyne na co mamy wpływ i w co powinniśmy inwestować naszą energię jest dobre improwizowanie, słuchanie się, bycie spójnymi i entuzjastycznie kontynuowanie spektaklu z wiarą, że komuś się to spodoba. Jeśli nasze starania okażą się nieskuteczne – to trudno! Zamiast się tym przejmować należy przyjąć pozycję aktywną: więcej ćwiczyć lub zatrudnić zewnętrznego trenera, który mógłby przyjrzeć się działaniu grupy na scenie i w sali warsztatowej i potencjalnie znaleźć powód dlaczego spektakle są niesatysfakcjonujące.
  3. To jest częste myślenie, które również nie przynosi korzyści. Po pierwsze to może być tylko nasza opinia, że czyjeś głupstwo psuje całość. Po drugie, nawet jeśli to prawda, to takie zdarzenie należy już do przeszłości, więc do spraw od nas niezależnych. Jedyne co możemy zrobić to improwizować jak najlepiej aby zatrzeć ewentualne (bo przecież to mogło być tylko w naszej głowie) złe wrażenie.
  4. Samoocena i autokrytyka to świetne narzędzia do sabotażu własnego wystąpienia. Stoik nie przejmuje się tym co powiedział nawet sekundę temu, bo to należy już do przeszłości. Jeśli jesteśmy przekonani, że to co zrobiliśmy było bardzo nie na miejscu, jedyne co możemy zrobić to od tej pory starać się improwizować lepiej, bardziej na temat, słuchać partnerów w scenie i skupić się na tym co się dzieje w danej chwili. Rozpamiętywanie głupstwa sprzed chwili nic nam nie da a tylko odbierze potrzebną energię.
  5. Bywa tak, że przegapimy świetny moment na zakończenie spektaklu: piękną klamrę, wysoki punkt energetyczny czy potwornie śmieszny żart. Już abstrahując od tego, że idealne zakończenia rzadko się zdarzają nawet w napisanych sztukach czy filmach, to przede wszystkim trzeba pamiętać, że impro jest immanentnie nieidealne. Uznajmy, że idealne zakończenia spektakli improwizowanych (jeśli w ogóle da się uniwersalnie coś takiego zdefiniować) to wyjątek a normą jest to, że spektakl kończy się tam gdzie się skończył. Czy to dobry czy zły moment należy do naszej oceny, która od nas zależy w stu procentach. Dlaczego nie uznać, że to właśnie dobry moment i ucieszyć się z tego zamiast zajmować sobie głowę tym, że źle skończyliśmy? Ten spektakl i to zakończenie należy już do przeszłości, więc nic w tym nie zmienimy – możemy tylko wpłynąć na nasze wyobrażenie o nim. Wielokrotnie byłem świadkiem (i sprawcą) smucenia się po fajnym spektaklu, który zakończył się w złym momencie. Jest nam to niepotrzebne!

Rozważmy teraz, że toczy się scena w której gramy i nagle dzieje się coś co nam nie pasuje do koncepcji, coś co nas wytrąca. Być może nasz partner sceniczny zrobił coś dziwnego, my popełniliśmy gafę albo ktoś nieokrzesany z widowni rozbił butelkę lub wykrzyknął coś w naszym kierunku. Scena trwa, jesteśmy postacią i zadajemy sobie pytanie: co teraz? Odpowiedź stoików nas nie zaskoczy. Wszystko co się wydarzyło nawet ułamek chwili temu, należy już do przeszłości i nic tego nie zmieni. Rozpamiętywanie tych wydarzeń w kategoriach pożądane/niepożądane jest wyłącznie odciąganiem swojej uwagi od tego co jest istotne czyli od tego, że scena trwa a my nadal w niej jesteśmy. O ileż lepiej jest skupić całą swoją energię, intelekt i emocje na tym, że wszystko co padło jest już częścią tej sceny i należy improwizować adekwatnie do tego. Potraktujmy to jako wyzwanie: co zrobić lub powiedzieć aby te pozornie niepasujące zdarzenia i kwestie stały się pełnoprawnymi elementami historii, którą opowiadamy a nie sterczącymi kikutami, które niezgrabnie próbujemy przesłonić. Wszyscy przecież wiedzą, że „błąd to prezent”!

Nie myśl o nieaktualnych scenariuszach

Kolejną niezależną kwestią od nas jest, paradoksalnie, przyszłość. Powszechne mniemanie jest takie, że nasza przyszłość jest wyłącznie w naszych rękach. Stoicy zaś mówią, że nad przyszłością nie mamy żadnego panowania. Oczywiście w życiu z dużym prawdopodobieństwem możemy przewidzieć, że jeśli idziemy do sklepu to do niego dojdziemy, choć stoicy nalegają aby nie uzależniać swojego szczęścia od powodzenia tej wyprawy.

epiktet_001Improwizacja jest, dużo bardziej niż życie, potwierdzeniem słuszności stoickiego stanowiska. W życiu mniej więcej wiemy kim jesteśmy, kim są nasi rozmówcy, gdzie się znajdujemy i jaki jest cel naszych działań. W impro każda z tych zmiennych jest na starcie niewiadomą i nasze wszelkie wyobrażenia o tym gdzie scena nas zaprowadzi z każdą chwilą tracą na aktualności. Wchodząc do sceny możemy mieć ochotę zagrać czułą scenę o małżeństwie wspólnie szykującym się do wyjścia do kina a tymczasem półtorej sekundy później jest się gadającym waflem na planecie Klux-plox, który musi zatamować wyciek radioaktywnej czekolady. To nawet nie chodzi o to, że planowanie sceny jest wbrew regułom impro (bo takie przecież nie istnieją) – planowanie jest wbrew logice! Nie ma sensu poświęcać swojej uwagi na to co wydarzy się później bo zbyt wiele dzieje się w danym momencie i to na tym właśnie momencie mamy się skupić. Nie tylko rezultat sceny ale też to co wydarzy się za chwilę są poza naszym panowaniem. Stoicy stoją znowu murem na straży dobrej improwizacji.

Często można zaobserwować jak improwizator, mimo że scena poszła już kompletnie w innym kierunku, próbuje forsować swoje pomysły fabularne. Stoicy jasno mówią, że nie ma sensu myśleć o scenariuszach, które są nieaktualne. To tylko zahamowuje rozwój sceny: powoduje, że energia, którą można by zainwestować w rozwinięcie historii marnotrawiona jest na walkę o to, czyj pomysł na scenę jest ciekawszy. Jeśli tamując wyciek radioaktywnej czekolady będziemy myśleć o tym jaki to film mieliśmy obejrzeć z żoną w tej scenie, która się nie wydarzyła, to tylko będziemy sabotować nasze działania.

Na swoich zajęciach często podkreślam, że jedyna rzecz z którą możemy wejść do sceny i przy której możemy obstawać niezależnie od fabuły ty nasza, szeroko pojęta, postać – czyli filtr, przez który postrzegamy rzeczywistość. Jeśli, powiedzmy, chcieliśmy zagrać tego nieszczęsnego męża, który z żoną ma obejrzeć film to przenieśmy na postać wafla to jaki ten mąż miał mieć stosunek do wyjścia do kina. Jeśli miał być pesymistą, którzy podejrzewa, że film będzie klapą to niech wafel tamuje ten wyciek czekolady, ale z poczuciem, że kompletnie mu się nie uda i planeta Klux-plox jest skazana na katastrofę. Stosunek postaci do świata jest jedyną rzeczą potencjalnie niezależną od fabuły i stawiam wafle przeciwko filmom, że Seneka i Marek Aureliusz przyznaliby mi rację.

Często improwizatorzy próbują zaprogramować przyszłość poprzez reżyserowanie partnera w scenie. To się nigdy dobrze nie kończy, ponieważ choćbyśmy taką osobę zakrzyczeli i zastraszyli to nigdy nie jesteśmy w stanie w pełni kontrolować poczynań. A już na pewno taki sposób improwizowania nie będzie satysfakcjonujący dla partnera, widowni ani nawet dla nas.

Innym przykładem myślenia o przyszłości jest obawa, że jeśli coś zrobimy w scenie to już dalej nie będzie o czym improwizować, więc za wszelką cenę trzeba ten moment oddalić w czasie. Z mojej obserwacji wynika, że zwykle są to wydarzenia takie jak: przytulenie się, pocałunek, oświadczyny, powiedzenie o czyjejś chorobie, pojedynek, przyjęcie do lub wyrzucenie z pracy. W obliczu takich decyzji rodzi się w improwizatorach przekonanie, że dalej już nic nie ma. Jest to o tyle zastanawiające, że w życiu często te wydarzenia są określane jako przełomowe, po których wiele się zmienia a na pewno ciężko powiedzieć, że nic się dalej nie da zrobić. Niezależnie od powodów dla których improwizatorzy obawiają się tych wydarzeń, opóźnianie ich nie działa na korzyść sceny i spektaklu a bierze się to tylko i wyłącznie z myślenia o przyszłości zamiast skupić się na potrzebie chwili.

Ostatnim aspektem przyszłości, który chciałem poruszyć a o którym mówią stoicy to fałszywa stałość. Stoicy mówią, że w każdej chwili możemy zrewidować stan w którym się znajdujemy i potencjalnie coś zmienić. Powiedzmy, że nasza postać jest pogrążona w smutku. Nieraz taki stan jest pułapką – improwizator może być przekonany, że skoro cechą postaci jest smutek to tak już musi zostać do końca sceny. Jeśli chcemy w impro naśladować zachowania ludzi to możemy wyciągnąć wniosek dokładnie odwrotny: wiemy, że nastroje ludzi się zmieniają! Nie ma sensu wyciągać wniosku na temat przyszłości na podstawie danej chwili, nie musi być tak, że postać pozostanie w swoich emocjach do końca sceny. Oczywiście wszyscy wiedzą, że z punktu widzenia opowiadania historii nawet jest to pożądane, że postać a w szczególności główny bohater historii się zmieni i nastąpi przełamanie. Problem polega na tym, że rzadko kiedy to następuje. Istnieje dziwne przywiązanie do stanu postaci, swoiste przekonanie, że stracimy wiarygodność jeśli rozgniewana postać się rozpogodzi lub wesoła zasmuci. A prawda jest taka, że każda chwila daje nam szansę na zmianę.

Nie kwestionuj reguł gry

Stoicy, podobnie jak Ludwik Wittgenstein, rozumieją każdą interakcję społeczną i każdy układ w którym się znajdujemy jako grę o pewnych zasadach i zalecają stosować się do nich. Ten pogląd ograniczony jest tylko do stwierdzenia: jeśli uczestniczymy w jakiejś grze to grajmy według jej reguł, natomiast jeśli gra nam się nie podoba to odejdźmy od stołu i pójdźmy uczestniczyć w innej. Oznacza to, że jeśli w naszej rodzinie na wigilię przełamujemy się opłatkiem i składamy sobie życzenia to jest to nasza rodzinna gra i choćbyśmy byli niewierzący to nie warto psuć innym nastroju poprzez naszą próbę zmiany reguł tej gry. A jeśli jest to dla nas nie do przeżycia to nie spędzajmy wigilii z rodziną.

W improwizacji słowo gra jest szczególnie ważne i może być rozumiane wielorako. Omówię poszczególne znaczenia i zastosowanie w nich stoickiej reguły.

Rozumiejąc grę jako zabawę wewnątrz sceny lub montażu scen, śmieszny powracający refren, rozkręcanie jednego konkretnego motywu lub jak kto woli, heightening, to zdecydowanie występowanie przeciwko temu zjawisku jest niepożądane. Jeśli stwierdzamy, że dana gra nam nie pasuje i będziemy sabotować to co się aktualnie dzieje to będzie to niestety kosztem wspólnej zabawy. W skrajnym przypadku dokonamy demontażu sceny i zamienimy ją w coś kompletnie niestrawnego.

Poziomem wyższym gry będzie uczestniczenie w konkretnym formacie improwizowanym, powiedzmy w „Armando”, „No exit” albo w krótkiej grze. Zasady formatów i krótkich gier zostały obmyślone tak aby uzyskać satysfakcjonujący efekt. Należy temu albo zaufać grając dane formaty, albo wymyślić własne. Półśrodki tu najczęściej nie zdadzą egzaminu. Wyobraźmy sobie, że gramy „Armando” i uparcie nie dajemy się ściągnąć ze sceny po tzw. tagu, mówimy 20-minutowe monologi albo ostentacyjnie nie wychodzimy do żadnej sceny. Albo gramy „No exit” i wychodzimy ze sceny, zaczynamy montować i przenosić akcję, podczas gdy format zobowiązuje nas do jedności miejsca i czasu. Albo na przykład gramy grę „Alfabet” i uparcie zaczynamy każdą kwestię od dowolnej litery alfabetu, nie stosując się do podstawowej reguły. Oczywiście wszyscy jesteśmy sobie w stanie wyobrazić jak bardzo utrudnimy reszcie współpracę z nami. Zdecydowanie lepiej jest nie grać tych rzeczy niż grać je i jednocześnie kontestować ich podstawowe założenia.

Ostatecznie potraktujmy całe impro jako grę. Wiele osób zaczynając naukę improwizacji zdaje się nie akceptować faktu, że ta sztuka polega na współpracy z innymi. Próbują skorzystać ze swojej chwili na warsztacie, czy na scenie jako okazji do zaprezentowania swojego solowego talentu, czymkolwiek by to nie było w ich mniemaniu. Najczęściej jest to przekonanie, że potrafią żartować. Stoicka zasada mówi tu jasno – jeśli nie chcemy zastosować się do tak podstawowej reguły jak współpraca na scenie to nie róbmy impro wcale! Po co męczyć siebie, współtowarzyszy na scenie i widownię. Jest cała gama sztuk, które nie wymagają współpracy w takim natężeniu jak improwizacja a w szczególności jeśli uważamy, że potrafimy sami rozbawić publiczność to powinniśmy spróbować swoich sił w stand-upie. Kto wie, może mamy rację i uda się to nam znakomicie? Podobnie jeśli ktoś zamiast współpracować próbuje innymi sterować to być może powinien spróbować reżyserii. Nie każdy musi zajmować się impro.

Rola innych w świecie

Stoicyzm podpowiada też jak w sposób zrównoważony podejść do osób, którym nie idzie w improwizacji. To oczywiście może być tylko nasza opinia, ale załóżmy na potrzeby rozważań, że tak właśnie się dzieje. Powodów oczywiście może być wiele: ktoś się dopiero uczy, jest zestresowany lub po prostu jest niechętny do współpracy w ramach improwizacji. Stoicy mówią, że każdy popełnia błędy na swój własny rachunek. Nawet jeśli gramy scenę z taką osobą, to nieumiejętna jej gra nie obciąża naszego sumienia w żadnym stopniu ani nie obniża naszych umiejętności, w związku z tym nie powinniśmy się na nią złościć. Więcej – naszą rolą jako improwizatora jest grać tak, aby ta osoba czuła się z nami dobrze na scenie, bo to jedyna szansa żeby ją otworzyć. Jeśli okażemy niechęć czy wręcz pogardę to nie spotka nas na pewno nic lepszego niż do tej pory.

450px-Metropolitan_Marcus_Aurelius_Roman_2C_AD_2Możliwe, że kiepska gra jest wycelowana w nas jako złośliwość, co zdarza się pewnie niezwykle rzadko. Spróbujmy sobie jednak wyobrazić, że gramy z kimś nam nieprzychylnym, który rzuca nam kłody pod nogi w scenie, próbuje ośmieszyć nasze pomysły lub zachowuje się pogardliwie względem nas. Stoicka rada aby zachować równowagę wewnętrzną brzmi tak: traktujmy takie zachowanie jak żywioł. Nikt nie oskarża burzy o złośliwe lanie deszczu na naszą głowę – jedyne co robimy to rozkładamy parasol i idziemy dalej. Podobnie w improwizacji traktujmy wszystko co się wydarza jako okazję do zareagowania ale nie rozpamiętujmy tego jako ataku osobistego na nas, ponieważ na pewno nie pomoże nam to w improwizowaniu. Oczywiście dobrze po spektaklu jest skonfrontować się z tą osobą i zweryfikować czy nasze przeczucia co do złych intencji są uzasadnione. Jeśli mamy rację, to to zachowanie obciąża tylko i wyłącznie osobę zachowującą się w ten sposób. Naszym jedynym zadaniem na scenie jest improwizować najlepiej jak potrafimy i nic nas jako improwizatorów nie powinno z tego wytrącać.

Ciesz się

Wszystkie powyższe rady stoików (a w zasadzie moja interpretacja tych rad na gruncie improwizacji teatralnej) nie mają na celu obciążać nas dodatkowymi obostrzeniami. Przeciwnie, to wszystko służy wyłącznie uwolnieniu się od trosk, od przejmowania się rzeczami, na które nie mamy wpływu a skupieniu się na tym co daje nam, improwizatorom, największą radość, czyli zatopieniu się w wyimaginowany świat, w postaci, historie i w pełne przeżywanie tej wspaniałej sztuki.

Paweł Najgebauer

Comments

comments