del_close_1

Inwokacja

Różne legendy opowiadają o początkach pracy Dela Close’a w iO Theater. Ja najbardziej lubię tę, kiedy podobno po prostu się spytał czy będzie mógł robić zajęcia i spektakle z wywoływaniem demonów i Charna Halpern powiedziała, że jasne, a jako wynagrodzenie dostawał 300 dolarów tygodniowo i dużo jointów. Bardzo go lubię, no co ja poradzę, że tak bardzo lubię tego Dela Close’a i bliskie są mi te metody w pełnym tego słowa znaczeniu. Lubię myśleć o Haroldzie jako o rytuale, dobrze się czuję idąc za strachem i robiąc rzeczy, których się najbardziej boję, a ten moment w Haroldzie kiedy wszystko się samo zaczyna składać i wiem, wiem, po prostu wiem, że udało nam się wytworzyć jakąś przestrzeń, która nigdy by się nie pojawiła inaczej, że udało się wejść sobie nawzajem do serc i do mózgów – no przecież to jest extra. Uwielbiam ten szał w grach organicznych, uwielbiam pokonywać swoje własne zahamowania i potarzać się trochę i nie wstydzić. Bardzo lubię nerwowo przypominać sobie co było w 1 bicie.del_close_1

I lubię to klasyczne, oryginalne otwarcie jakim jest inwokacja, która właśnie jest przywoływaniem demonów. Wcale nie o to chodzi, że te symboliczne demony są złe. Demon przecież może być bardzo pomocny, jak się go dobrze użyje. Ja to rozumiem jako zatracanie się w tym formacie, przestanie być sobą na chwilę, po prostu takie teatralne bachanalia, które też polegały na tym, żeby przez jakiś czas nie być sobą. Uciec od siebie choćby na 45 minut? Uciec od obsesyjnych swoich myśli, kłopotów, rozpaczy i życia? No nie ma nic piękniejszego. Wszystko po takim doświadczeniu oddala się, nie jest już ważne, pojawia się dystans i normalność a rozpacz znika, zatopiona franca w szaleństwie bycia kimś innym i tarzaniu się w organicznych grach z innymi ludźmi.

del_close_quote

Harold to rytm, to muzyka, to słyszenie tego samego, to jakiś najbardziej muzyczny dla mnie format, mimo, że nie ma obowiązku muzyki dosłownie, ale tam wszystko ma rytm, pulsujący od pierwszej gry, przewijający się w kolejnych scenach, rozwija się ten Harold jak najlepszy odcinek najlepszego serialu. I finał – histeryczny czasami, wariacki, na wszystko sobie można pozwolić, nie ma żadnego wstydu, myślenia o sobie i o tym, czy włosy tłuste i czy make up nierozmazany, nie ma miejsca na ocenę ani miejsca na samoocenę. Wyzwalające. Ale trzeba się odważyć, bo inaczej to takie pierdolenie. Albo się to robi na pełnej odwadze i bez zahamowań, albo to nigdy nie wyjdzie, bo Harold wymaga takiego puszczenia się pędem i z zaufaniem jak na nartach się pędzi i nie ma wtedy nic tylko walka, pęd i śnieg.

Otwarcia Haroldowe to cały wielki temat, ale ten tekst piszę, żeby napisać trochę o Inwokacji, bo wcale się jej nie robi, bo jest nie że trudna, ale pomoże być pretensjonalna niezwykle. Tylko, że co z tego? Jest teatralna i ma genialną dwuznaczną budowę. Bo jest generalnie rytuałem wręcz religijnym, ale można ją traktować zarówno jako początek jakiegoś rytuału teatralnego (no bo przecież Del Close mówił, że robimy theater of the heart i to nie było czcze pierdolenie, tylko prawda) ale może też być otwarciem robionym po to, żeby mieć masę szczegółów, które potem elegancko można wykorzystać w przebiegu spektaklu. Więc geniusz Inwokacji polega na tym, ze możesz sobie ją robić jako przywołanie tych demonów i szukać magii połączenia umysłów, ale też można to traktować całkiem racjonalnie i po prostu czerpać szczegóły i wcale nie mówić tym podniosłym teatralnym głosem. Ale można. Ja na przykład lubię. Lubię ten powiew metafizyki, bez niego to byśmy robili kabarety li i jedynie.

del_close_2

Inwokacja żeby miała sens musi, jak każde otwarcie być robiona z pełnym zaangażowaniem, może być pretensjonalna, może być dziwaczna – im dziwniej tym lepiej. Niektórzy nauczyciele mówią nawet, że przy mówienie „Tyś jest” można sobie przyklęknąć na jedno kolano, żeby naprawdę oddać przedmiotowi i temu co on reprezentuje cześć. Ah, jakże to zrobić, no bez przesady… To właśnie zróbmy to, nie wstydźmy się. Poza tym, zrobisz takie dziwactwo na początek – już nic ci potem niestraszne w spektaklu. Nic.

Jak się robi Inwokację?

  1. Bierzemy słowo sugestii od publiczności – niech to będzie po prostu zwykły przedmiot.
  2. Stoimy w półkręgu. Symetrycznie.
  3. Wyobrażamy sobie, że ten przedmiot jest na postumencie przed nami, na środku, tak, żeby wszyscy się patrzyli w jeden punkt.
  4. I mówimy po kolei, posługując się kilkoma punktami Inwokacji:

TO JEST

KAŻDY MÓWI ZWYKŁĄ RZECZ O TYM PRZEDMIOCIE, OKREŚLAJĄC GO i DOOKREŚLAJĄC:

  • to są nożyczki
  • te nożyczki są metalowe
  • te nożyczki były wielokrotnie naprawiane
  • te nożyczki kilka lat leżały w szufladzie

Obiektywne rzeczy, fakty. Nie trzeba się trzymać wyobrażenia, że to są te same nożyczki, ale trzeba się słuchać, żeby nie powtarzać tych samych informacji, tylko nasycać szczegółami konkretnymi te nożyczki czy co tam będzie leżało.

TY JESTEŚ

Mówimy do przedmiotu, jakby to był znajomy. Zaczyna się tu subiektywnie bardziej, dajemy im coś od siebie.

  • Ty jesteś nożyczkami, których używała moja babcia
  • Ty jesteś nożyczkami którymi wyciąłem mój pierwszy rysunek

TYŚ JEST

Krok do góry. Teraz zwracamy się do przedmiotu jakby był królem albo jakąś istotą duchową. Teraz się robi poezja, wzniosłość, tonem można mówić tym teatralnym, wiecie, takim jak polski aktor w Dziadach, napięcie, trzęsawka i akcenty na druga sylabę, ale można też normalnie.

  • Tyś jest symbolem ludzkiej umiejętności
  • Tyś jest łącznikiem pokoleń między nimi a nami
  • Tyś stalą zmieniona przez siłę człowieka

JAM JEST

Tutaj duch tego przedmiotu został już obudzony i wszedł do grających dlatego teraz mówimy jako ten przedmiot.

  • Jam jest nożyczkami, które uszyły szaty cesarza
  • Jam jest nożyczkami, dzięki którym człowiek może przetrwać chłody
  • Jam jest ostrzem, co przeszłość odcina

Na koniec wszyscy musza wyczuć moment i razem powiedzieć, chórem głośno zaryczeć ładnie:

JESTEM NOŻYCZKAMI

Raczej nie w mianowniku, bo dziwnie brzmi: jestem STÓŁ. Jestem Stołem.

Podniosłe? Trochę może. Dziwne? Nie, po prostu inne, cenne też bardzo, tyle szczegółów, a podajemy je po kolei, wiec jest szansa, ze możemy się naprawdę wysłuchać i wiedzieć totalnie o czym gramy tego Harolda. Używać tych szczegółów z otwarcia w scenach, mamy tam tak pełno informacji, że nie trzeba już strasznie kombinować, tylko trzeba słuchać i wszystko do nas samo przyjdzie.

Tak się chciałam podzielić, bo wczoraj grałyśmy z Hurtem Luster Harolda w trójkę i taki był to przyjemne szał, że zaczęłam myśleć znów o tym jak uwielbiam ten format i jak go kocham grać i jak bardzo lubię te przychodzące demony i jak dobrze nie siedzieć przez chwile w swojej głowie, tylko mieć ich trzy.

No to cyk, prosimy o słowo inspiracji.

Joanna Pawluśkiewicz

Comments

comments